Forum MUZYKA 3-CIEGO UCHA Strona Główna MUZYKA 3-CIEGO UCHA
od awangardy rocka przez jazz, muzykę improwizowaną, avant folk po muzykę współczesną
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Frith: ulubione plyty, czego nie znamy, aktualnosci itd
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MUZYKA 3-CIEGO UCHA Strona Główna -> dyskusje o muzyce
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Wto 2:10, 12 Gru 2006    Temat postu:

gargamel napisał:
Po kilku przesłuchaniach Speechless stwierdzam że jest to pierwsza płyta Fritha która mi się definitywnie nie podoba (Henry Cow mi się po prostu wolno żuje).


O! A ja bym się dał za tą płytę w plasterki pokroić! A Henio Krowa ... cóż, dla mnie to zespół wszechczasów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Śro 16:04, 13 Gru 2006    Temat postu:

post.swan napisał:
O! A ja bym się dał za tą płytę w plasterki pokroić! A Henio Krowa ... cóż, dla mnie to zespół wszechczasów.


O ironio! Po przesłuchaniu Cheap at Half the Price stwierdziłem że jednak TO jest ta pierwsza płyta Fritha która mi definitywnie nie wchodzi. Zaraz po, zapuściłem sobie Speechless. Podobała mi się jak nigdy, ale czas być bezwzględnym, dosyć przymykania oka i faworyzowania!


Płytka zaczyna się przepysznie: odgłosy bawiących się dzieci, rytmiczne wygibasy drumli, sympatyczne fujarki i w kontrapunkcie niemalże symfonicznie brzmiące partie gitary fritha. Czuć że na cos się zanosi.

Drugi kawałek już się nie certoli - mocno intelektualna kompozycja, pomimo pewnej melodyjności kłuje i głaska jednocześnie - zapewne przez ten heniokrowi aranż.

Trzeci kawałek rozbudza folkowe skojażenia z Gravity - płytką bez słabych momentów, w przeciwieństwie do Speechless. Pyszne.

Czwarty kawałek - pychota! To co najbardziej lubię u Fritha: groteska, przekorna melodyjność, specyficznie objawione inspiracje folkowe i w cudownym zestawieniu z mocnymi partiami basa niczym z Killing Time

Piaty kawałek rozpoczyna czysto samplerskie zabawy Fritha - cięcie taśmy czy bawienie się komputerem to rodzaj wirtuozerii osiągalny dla każdego - kwesta zapału i fantazji. Wielu jest muzyków zupełnie intuicyjnych, amatorów którzy za pomocą tej techniki potrafią tworzyć małe arcydziełka nawet kompletnie bez świadomości istoty obranych przez nich elementów składowo-kolażowych. Tak więc od tak świadomych erudytów jak Frith wymagam czegoś ponad. Nie zawsze to otrzymuję. Technology of Tears była dla mnie z początku ciężka do zgryzienia nie ze względu na jakąś awangardowość, bo jest - jak wskazuje podtytuł - dość taneczna, tak na swój sposób. No i niemożebnie melodyjna, na przekór swej sytnetyczności folkowa. Może idę na łatwiznę, bo tę płytę po prostu wiem jak trawić - elektroniczne eksperymenty ze Speechless i płyt Henry Cow już mniej. Kojażą mi się z płytką-spotkaniem Sun Ra i Johna Cage'a, do której nawet nie chce mi się wracać bo już tylko kłuje, pomimo że nawet takie czysto potencjometrowe zabawy mistrza Ra z klawiszami, jak w 05 - Seen III, took 4 z płyty The Solar-Myth Approach vol. 1 na wskroś moim gustom - wchdzą mi! (to zapwene znowu to faworyzowanie, choć słuchając tego przed sekundką odnisłem wrażenie jakby każdy z tych dziwaczbych dźwięków był mi nie wiedzieć czemu bliski) Wracając do Fritha nie mogę się pozbyć wstydliwego uczucia że w przypadku takich zabaw z taśmą i hałasem muzyka działa na mnie za pomocą jakichś prostych sztuczek. Ot, wystraczy aby po niespełna pięciu minutach abstrakcyjnych wspóbrzmień zabrzmiała bardziej klasyczna harmonia i już - pan Fredzio ma mnie! Trochę to za proste, wolałbym aby w ostatecznym rozrachunku całe pięć i pół minuty ratowało w moich uszach ten kawałek.

Szósty kawałek prorokuje podobne impresje, ale jakoś mu nie wychdzi kiedy pojawia się główny motyw - sympatyczny rytm perki, zacięty akord pianinka ciągnięte przez gumiasty basik - wszystkie przetworzone elektronicznie dźwięki usuwają się w tło, jako przeszkadzajki nie mają mnie jak zmęczyć.

Siódmy: Trudno się czepać - pogrzebowa melodia wypelniająca dziurawy rytm rozklekotanego basu i kociołka na szyi maszerującego dobosza. Pogrzeb przerywa przyjazd furgonetką Massacry w wyjątkowo entuzjastycznym humorze - to te dęciaki, to na pewno one!

Ósmy: no ja tam nie mam nic przeciwko zawodzącym melodiom gitary choć w tym wypadku żeczywiście zagraną do dość wyjątkowych rytmów - czasem wydają mi się one błyskotliwe, a czasem pozabawione gracji - zależnie czy słucham akurat rzeczy około-punkowych czy około-filharmonijnych.

Dziewiąty ...no tak... abstrakcja. Napewno Fredzio chichrał się bawiąc nożyczkami, mnie już mniej bawi. Ale fajnie że kawałek kończy riff Massacry w wolniejszym tempie - można się go nauczyć grać ze słuchu:)

Dziesiątka - tytułowy utwór. Nie wiem czemu tytułowy, nic specjalnego.

Jedenstaka. To mogła być jakaś taśma demo dla Massacry, bo była niedziela i Fred nie mógł kupić nowego zeszytu z pięciolinią, a nie chciało mu się rysować od linijki. Tak wiem... to Laswell gra. Ale w dalszym ciągu dla mnie to jest jakaś próbka.

Dwunastka. Nastrojowa muzyczka tło. Przydałaby się dłuższa, to bym zdążył cos poczytać. No czepiam się, bo pragnę ekstazy a nie "przyjemnego uczucia".

Trzynastka. Zamykające płytę drugie kopnięcie puszki. Pseudowirtuozerskie solo gitarki mnie drażni podobnie jak to z przereklamowanego Oh Wie Schoen ist Panama zamykającego Gravity (a więc i tam są słabe momenty). Klimat podobny jak w pierwszej części, ale urwany z nagła. To żona Fritha woła go na zupe.

Bonusy

The Entire Works of Henry Cow czyli przkrój twórczości Henry Cow zlepionego w minutową pigułę. Porywające...

So schnell Ich. Taki punkowy kawałek, jaki się gra na trzeci bis, kiedy wszyscy są już spoceni i sami nie wiedzą czemu jeszcze grają. Troszkę Pere Ubu troszkę wczesne Sonic Youth. Bez rewelacji ale i bez chybionego wyszukania. Ot , tak.

I'm Still Here and I Don't Know What Time It Jakaś minutowa próbka zalegająca latami w szufladzie Fredzia, toteż ją dodał do nowej edycji.

No More War. Zsamlowane odgłosy manifestacji, ruchu ulicznego, syreny alarmowej i czkająco-jęczący wokal do tego. Formę podtrzymuje stały rytm perki i niekończące się zmiany akordów na klawiszach.

Typical American Family. Fred Frith a capella za to przez przester i na podgłosie. Taki żarcik.

Dig. To tak jakby ktoś podczas próby wrzucił przez okno piłeczkę kauczukową, która uderza a to w werbelek, a to w basik, a to w szpulę, a to w dęciaka. Ani to punktualizm, który Frith chyba lubi (Traffic Continues) ani nic rozpoznawalnego - więc to chyba ta awangrada jest. Tak, to chyba to.

Tyle refleksji na temat Speechless. O Cheap at Half the Price następnym razem bo mój czas dobiega końca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Śro 16:43, 13 Gru 2006    Temat postu:

No zaskoczyłeś mnie tą dogłębną analizą Gargamelu, moje uznanie! Nie zmienia to jednak faktu, że owa płyta nadal mi się bardzo podoba, jak i cała twórczość Henry Cow. Gusta chyba jednak decydują, ... ale posłucham Speechless dzisiejszego wieczoru po raz kolejny i skonfrontuję Twoją analizę z własnymi odczuciami.

Pozdr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Śro 21:46, 13 Gru 2006    Temat postu:

...no bo to właśnie o konfrontacje gustów chodziło. Ja mam do Fritha słabość, ale w którymś momencie trzeba się tej słabości pozbyć, i zrywać same kwiatki, he. Dziś przesłucham sobie raz jeszcze Cheap... i jesli nic się nie zmieni - zbesztam ją na 3uchu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Czw 9:45, 14 Gru 2006    Temat postu:

Jak o kwiatkach, to Speechless nadal jest na grządce ze storczykami (wczoraj odsłuchałem po raz n-ty z bardzo dynamicznego jeszcze i szczegółowego winyla). Gravity, to co najwyżej róża. Inne płyty Freda ... muszę odświeżyć.

Pozdr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
djmis
domownik


Dołączył: 10 Sty 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 12:55, 14 Gru 2006    Temat postu:

A ja wczoraj dostałem w przesyłce ( absolutnie nieskazitelny egzemplarz ) Freedom In Fragments. Dla mnie to Everest.

Ps. Prosiłbym o następne typy z Twórczości FF - nie znam wszystkiego - a rozglądam się za następnym zakupem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Pią 0:51, 15 Gru 2006    Temat postu:

Ja zdałem się na gust Zyfriego i Naheisa. Jeśli zasmakowałeś w płytce z Rova Quartet w następnej kolejności skosztuj Traffic Contiunues z Ensamble Modern i Ikue Mori. Wyszukane, ale bezbłędne. Poza tym z solowych rzeczy Gravity, i Speechless właśnie (mimo wszystko). To tak z klucza Freedom in Fragents gdyż pan Fred ma wiele twarzy, i dużo by wymieniać jeśli się docenia każdą z nich (lub przynajmniej - jak w moim przypadku - większość).

Post.Swannie! Rozpisz się troszkę, czemu to takie dobre? Poracjonalizujmy sobie gusta! hehe
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Pią 9:59, 15 Gru 2006    Temat postu:

gargamel napisał:
Post.Swannie! Rozpisz się troszkę, czemu to takie dobre? Poracjonalizujmy sobie gusta! hehe


Speechless to płyta dla mnie bardzo ważna. Byłem (i nadal jestem) gorącym zwolennikiem artystycznych (broń Boże polityczno-ideologicznych! Wink) poczynań Henry Cow, a potem wyłonionego zeń Art Bears. W obydwu formacjach dużą rolę odgrywał Fred Frith. Początek jego solowej kariery był dosyć udany, jednak płyta Gravity nie miała jeszcze tego oczekiwanego przeze mnie charakteru, posmaku nowej jakości. Dopiero na Speechless, moim zdaniem Frith osiągnął własną, arystyczną tożsamość. Nie będę analizował poszczególnych utworów. Ten album ma koncept i jest jak dla mnie niezwykle spójny, pomimo częstych łamańców, zmian nastrojów, mnogości instrumentów i brzmień. Mimo, że posiadam tą płytę (również na winylu) od blisko 20 lat i znam prawie każdy dźwięk na pamięć, nadal wywołuje we mnie dreszczyk i poczucie obcowania z muzyką z najwyższej półki. Owszem słychać wyraźnie echa twórczości Henry Cow, ale dla mnie to akurat duży atut tej muzyki.

Pozdr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Sob 19:00, 16 Gru 2006    Temat postu:

Cytat:
...Początek jego solowej kariery był dosyć udany, jednak płyta Gravity nie miała jeszcze tego oczekiwanego przeze mnie charakteru, posmaku nowej jakości. Dopiero na Speechless, moim zdaniem Frith osiągnął własną, arystyczną tożsamość. Nie będę analizował poszczególnych utworów. Ten album ma koncept i jest jak dla mnie niezwykle spójny, pomimo częstych łamańców, zmian nastrojów, mnogości instrumentów i brzmień...


No właśnie - jakbys mi to ust wyjął - dokładnie takie odczucia ma w stosunku do Gravity, natomiast Speechless wydaje mi się dość chaotyczną miszaniną. Przy czym nasz dialog zmusił mnie do regularnego jej przesłuchiwania, i wsłuchiwania się, pod różnym kątem. Są góry i doły. Kawałek Laughing Matter Esperanza podoba mi się chyba bardziej niż całe Gravity Zwłaszcza nawarstwiajace się konstrukcje wokół motywu basowo-perkusyjnego po szyderczo-weselnym umpa-umpa. W Carnival On Wall Street ujmujący jest ten gwizdek, he. Wprowadza taki nastrój dziecięcej zabawy w muzykę, pomimo że to raczej dźwięki dla dorosłych. Te dęciaki co dźgają w Ahead in the Sand Ze tych kawałków zionie tą melodyjnością znajomą z Gravity, tyle że jakąś taką bardziej chropowatą (broń boże to rzaden argument przeciw). Ale te kolaże dźwiękowe nie przemawiają do mnie nadal. Mój słuch traktuje je jako takie przerywniki - konieczne by strawić zbytnia melodyjność tych folkujących i frithujących kawałków (boże! a kiedyś było na odwrót).

Ale Gravity fajniejsza ma okładkę, przyznasz nie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
naheis
moderator


Dołączył: 13 Lis 2005
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 16:21, 17 Gru 2006    Temat postu:

jakoś nie mam siły żeby tak rozmawiać tak jak Wy, ale krótko przyznam, że po przypomnieniu sobie Speechless uznałem, że znajdują się na niej doskonałe momenty - wszystko dzięki waszym inspirującym postom!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Nie 16:50, 17 Gru 2006    Temat postu:

Idea 3ucha zmartwychwstała!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Nie 20:02, 17 Gru 2006    Temat postu:

Fred Frith - Gravity - 1980

[link widoczny dla zalogowanych]

Dopiero w łykend udało mi się bardziej zagłębić w świat muzyki Freda Fritha.
Odnośnie okładki, Gargamelu, zgadzam się, że jest ciekawsza, kolorowa, bardziej pogodna, tak jak i muzyka na płycie. Okładka Speechless już bardziej traumatyczna, adekwatna do dosyć trudnej przecież muzyki.
[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Przypomniałem sobie również tą płytę. Pierwsze 6 utworów to nieco "głupawe" piosenki nie bardzo pasujące do całej twórczości Freda, choć nie można im odmówić kunsztu. Dopiero od 7 utworu (Some Old Me) zaczyna się ciekawsza muzyka, bardziej zakręcona, w nieco ambitniejszym klimacie, choć nadal często bardzo "skocznym". Jako całość niestety bardzo przeciętna i chyba najsłabsza to pozycja w dokonaniach Freda z lat 80-tych.

Ale za to formacja Skeleton Crew, właściwie duet z Tomem Corą (Zeena Parkins grała tylko w studio na drugim albumie), to projekt z górnej półki. Nagrali dwie płyty studyjne: Learn To Talk (1984) oraz The Country Of Blinds (1986), i w 1986 koncertowali w Polsce. Miałem niebywałe szczęście być na ich koncercie w warszawskiej Rivierze i cóż ... przysłowiowa kopara opadła. Nieprawdopodobna pasja i wirtuozeria obydwu multi-instrumentalistów, przy zdecydowanej dominacji Fritha. Tak często zmieniał instrumenty, że czasami wypadały mu z rąk, ale ani na moment nie wybijało go to z transu tworzenia na żywo rzeczy niezwykłych. Obydwie płyty studyjne ukazały się w jednym wydawnictwie na CD. Mam na winylu (starym ale wciąż jarym Very Happy ) Learn to Talk, kiedyś może zeskanuję okładkę. A ponizej okładka The Country Of Blinds.

[link widoczny dla zalogowanych]

Muzykę Skeleton Crew można określić jako avant-folk-rock. Świetne kompozycje, Tom Cora głównie na wiolonczeli i basie, Fred na gitarze, skrzypcach i pianinie, dużo perkusyjnych i elektronicznych, często z taśmy, przeszkadzajek i przerywników. Śpiewają obydwaj, ale Tom dominuje. Na drugiej płycie Zeena Parkins wspomaga ich na elektrycznej harfie, organach, akordeonie. Obydwa albumy mają koncept, słychać, że są przemyślane. Moim zdaniem mają sporo z ducha Speechless.

Pozdr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pjerry
moderator


Dołączył: 18 Paź 2005
Posty: 564
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 22:21, 18 Gru 2006    Temat postu:

Sprowokowaliście mnie, żeby uczciwie podejść do twórczości FF i poświęcić mu troszkę więcej uwagi. Nie ukrywam, że "muzyczna podróż" bardzo by mi w tym pomogła

Na dziś wygląda to tak, że kilka płyt mam przesłuchanych dosyć pobieżnie. Wynika to z tego, że potrzebuje do takiej muzyki skupienia i spokoju a tego u mnie jak na lekarstwo, ale.. Zacząłem przygodę z "Western Culture", która owszem zaintrygowała ale nie wciągnęła. Potem było już lepiej - "Unrest" wydawało mi się doskonałym krokiem z rocka progresywnego do awangardy (tak ją wtedy odbierałem).
"Traffic Continues" i "Freedom in Fragments: po kilku przesłuchaniach wydały mi się doskonałe i jednocześnie nie do końca dostępne. jednym słowem wszystkie te krążki czekają u mnie na prawdziwe odkrycie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
naheis
moderator


Dołączył: 13 Lis 2005
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 23:14, 18 Gru 2006    Temat postu:

mój każdy nerw odpowiada na każdą nutkę western culture - moja ulubiona płyta, ze wszystkich na których grał frith - nie licząc killing time, która jest ponad wieloma innymi wielu innych wykonawców
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Wto 12:11, 19 Gru 2006    Temat postu:

Wypadałoby zauważyć, że na wspomnianej płycie Western Culture zespołu Henry Cow, Fred Frith już nie odgrywał takiej roli jak na wcześniejszych albumach (choćby wspomniany przez pjerry'ego Unrest). Autorami kopozycji z tej płyty są Tim Hodgkinson oraz Lindsay Cooper. Fred jak zwykle znakomicie wypełnił swoją role jako instrumentalista. W owym czasie (1978) wraz z perkusistą Chrisem Cutlerem i wokalistką Dagmar Krause zaangażowani byli w projekt Art Bears którego pierwsza płyta Hopes And Fears ukazała się w tym samym czasie co Western Culture. To jednak tematyka na osobny wątek.

Pisząc o twórczości Fritha w latach osiemdziesiątych chciałbym podobnie jak inni forumowicze pochwalić płytę:

Technology Of Tears (And Other Music For Dance) 1988
[link widoczny dla zalogowanych]

Album ten niejako podsumowuje twórczośc Freda w latach 80-tych. W pierwszych trzech utworach monotonne podkłady rytmiczne są tłem do jakże ciekawych instrumentalno-elektronicznych popisów. Udział Johna Zorna grającego na saksofonie altowym również dodaje całości smaku. Sugestia w podtytule płyty (Music For Dance) jest dobrym żartem. Jeżeli ktoś mógłby zrobić użytek z tej muzyki pod kątem tańca, to chyba jedynie jakiś awangardowy zespół pantomimy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
naheis
moderator


Dołączył: 13 Lis 2005
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 16:07, 19 Gru 2006    Temat postu:

post.swan napisał:
Wypadałoby zauważyć, że na wspomnianej płycie Western Culture zespołu Henry Cow, Fred Frith już nie odgrywał takiej roli jak na wcześniejszych albumach (choćby wspomniany przez pjerry'ego Unrest). Autorami kopozycji z tej płyty są Tim Hodgkinson oraz Lindsay Cooper. Fred jak zwykle znakomicie wypełnił swoją role jako instrumentalista. W owym czasie (1978) wraz z perkusistą Chrisem Cutlerem i wokalistką Dagmar Krause zaangażowani byli w projekt Art Bears którego pierwsza płyta Hopes And Fears ukazała się w tym samym czasie co Western Culture.


biorąc pod uwagę, że od Art Bears (które i tak lubię) wolę Western Culture uważam, że wolę Henry Cow bez Fritha, he, he, he - i dalej tym częściej spotykam na jego płytach folkowe klimaty, a ja na nie mam alergię
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Wto 16:25, 19 Gru 2006    Temat postu:

naheis napisał:
biorąc pod uwagę, że od Art Bears (które i tak lubię) wolę Western Culture uważam, że wolę Henry Cow bez Fritha, he, he, he - i dalej tym częściej spotykam na jego płytach folkowe klimaty, a ja na nie mam alergię


Rozumiem, że chodzi Tobie o brak udziału Fritha jako kompozytora, czy współautora utworów, bo nie ma nawet jednej płyty Henry Cow bez Fritha. Western Culture to był ich łabędzi śpiew.

Pozdr
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
djmis
domownik


Dołączył: 10 Sty 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 16:59, 19 Gru 2006    Temat postu:

Jakże chętnie podyskutowałbym z Wami. Niestety, ostatnią płytę HC słuchałem z 10 lat temu i pamiętam niewiele.
Solowego Fritha męczyłem trochę w tym roku i poza FiF nic mnie nie powaliło, a kilka płyt ( w tym Pacifika ) lżej lub mocniej odepchnęło.
Ale czytam wątek z dużym zainteresowaniem - więc piszcie jak najwięcej. Przyda się na pewno - wcześniej czy później.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
naheis
moderator


Dołączył: 13 Lis 2005
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 20:47, 19 Gru 2006    Temat postu:

post.swan napisał:
naheis napisał:
biorąc pod uwagę, że od Art Bears (które i tak lubię) wolę Western Culture uważam, że wolę Henry Cow bez Fritha, he, he, he - i dalej tym częściej spotykam na jego płytach folkowe klimaty, a ja na nie mam alergię


Rozumiem, że chodzi Tobie o brak udziału Fritha jako kompozytora, czy współautora utworów, bo nie ma nawet jednej płyty Henry Cow bez Fritha. Western Culture to był ich łabędzi śpiew.

Pozdr


dokładnie, chodzi mi o kompozycje - tak się składa, że jeśli chodzi o Fritha to "Western Culture", "Winter Songs" i "Killing Time" poznałem jednocześnie w czasie gdy najlepiej było siać takie ziarno, czyli gdzieś w połowie liceum (jezu! prawie 15 lat temu!) - słuchałem, nie, zażynałem te kasety z wypiekami na twarzy do upadłego, do rana - myślę, że w moim genotypie przekażę prawnukom te dźwięki, tak że jakiemuś post-naheisowi za 500 lat śnić się będzie ta muzyka, choć jej nigdy nie słyszał

"Killing Time" to dla mnie jeden z wzorów czadowego grania i w ogóle grania na gitarze

"Winter Songs" to nader rzadka w moim przypadku podróż w regiony liryczne, nastrojowe i nieco-folkowe

"Western Culture" kocham za to samo za co np. twórczość Motor Totemist Guild - za sposób w jaki odbiega od cech grania rockowego
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Śro 12:45, 20 Gru 2006    Temat postu:

O kurde, ale się rozbuchało 3ucho - żałuję że nie mogę z wami pogaworzyć, bo i temat zacny. Obiecuję coś brzdąknąć jak się mój chaos organizacyjny troszkę ustatkuje. Pozdrowienia dla wszytskich fanów wójka FF.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
djmis
domownik


Dołączył: 10 Sty 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 13:35, 20 Gru 2006    Temat postu:

Zacny temat ? Tylko momentami Rolling Eyes

Wczoraj wynalazłem w stosie cderek Chris CUTLER/Fred FRITH : 2 GENTELMEN IN VERONA. Taka muzyka to chyba jakieś nieporozumienie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
naheis
moderator


Dołączył: 13 Lis 2005
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 16:03, 20 Gru 2006    Temat postu:

djmis napisał:
Zacny temat ? Tylko momentami Rolling Eyes

Wczoraj wynalazłem w stosie cderek Chris CUTLER/Fred FRITH : 2 GENTELMEN IN VERONA. Taka muzyka to chyba jakieś nieporozumienie.


jak dla mnie wiele płyt Freda Fritha lub z jego mniejszym lub większym udziałem to jakieś nieporozumienie - zwłaszcza ze względu na straszne nudy - nawet tytułów nie pamiętam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Śro 19:53, 20 Gru 2006    Temat postu:

djmis napisał:
Wczoraj wynalazłem w stosie cderek Chris CUTLER/Fred FRITH : 2 GENTELMEN IN VERONA. Taka muzyka to chyba jakieś nieporozumienie.


He, he ... a mnie się to podoba, takie henio-krowie eksperymenty z dźwiękiem. Dużo podobnych klimatów jest na Concerts HC. To chyba jednak bardziej płyta Cutlera niż Fritha.
Natomiast za diabła mi nie podchodzą saksofonowe Freedom In Fragments Rolling Eyes .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
djmis
domownik


Dołączył: 10 Sty 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:12, 20 Gru 2006    Temat postu:

Taaaa ... znowu wszystko rozbija się o upodobania i gust. FiF to dla mnie mocne przeżycia i silne emocje. Ja w ogóle uwielbiam saksofon - szczególnie ekspresyjny, rozedrgany, nieokiełznany. Ale też zimny i precyzyjny - a taki jest na FiF.
Co do eksperymentów z dźwiekiem - ok, niech będą. Tylko po co zrzucać te płyty na nośniki i zawodzić swoich wielbicieli ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Czw 0:32, 21 Gru 2006    Temat postu:

Frith ma wiele muzycznych twarzy i wcieleń, choć może nie tak wiele jak Zorn, Laswell czy Zappa. Każdy meloman coś dla siebie znajdzie. Jak to mówią: każdy towar ma swojego kupca. Trzeba się cieszyć, że tworzy, poszukuje, nagrywa, a nie wali wszystko na jedno kopyto i odcina kupony od popularności jak wielu pseudo-progresywnych to czyni w showbiznesie od lat.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
djmis
domownik


Dołączył: 10 Sty 2006
Posty: 400
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 2:14, 21 Gru 2006    Temat postu:

Masz rację - cieszmy się. Krytykując słabe pozycje a chwaląc te udane - robimy to co do nas - odbiorców ( a niekiedy nawet klientów Very Happy ) należy.
A że gusta mamy zupełnie różne to wychodzi z tego niezły miszmasz.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Czw 12:29, 21 Gru 2006    Temat postu:

SKELETON CREW - Live In New York - 1985

Spore rozczarowanie. Obydwaj panowie grają i śpiewają niemrawo, jakby od niechcenia. Chyba mieli słaby dzień. Te nagrania mają się nijak do pamiętnego koncertu w Rivierze a.d. 1986.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
gargamel
domownik


Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 253
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Wrocław-Wiedeń

PostWysłany: Pią 0:07, 22 Gru 2006    Temat postu:

dokładnie... uwielbiam Skeletion Crew, ale ta koncertówka w ogóle do mnie nie prezmawia (a jakie są właściwie dobre nagrania koncertów Fritha na żywo?). Co mnie troszkę zmyliło biorąc pod uwagę że wszędzie czytam że Skeletion Crew tob była głownie improwizująca grupa. Freedom in Fragments mi się podoba bardzo - zwłaszcza gracja z jaką Frith unika kiczu w hiper melodujnych partiach, i ta przaplatanka klimatów, kontrasty, wypychające owe melodie jeszcze wyżej. Podobne odczucia po Traffic Continues.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Pią 11:32, 31 Paź 2008    Temat postu:

Step Across The Border - film
Soundtrack znam od lat, ale dopiero teraz zaliczyłem wizję. Dosyć swobodny kolaż. Muzycznie jest to kompilacja z kilku lat twórczości Fredzia. Momentami bardzo sympatyczne fragmenty, szczególnie te z Ivą Bittovą. Świetna jest też scena finałowa z peronu, którą trudno opisać. Ogólnie małe rozczarowanie, spodziewałem się jednak czegoś innego, ciekawszego, bardziej wciągającego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
post.swan
admin


Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 302
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z ruin

PostWysłany: Pon 13:01, 06 Lut 2012    Temat postu:



1. Imitation 31:21
2. The Happy End Problem 21:00

Composer: Fred Frith.

Personnel: Fred Frith (guitar, bass guitar, laptop); Carla Kihlstedt (violin); Heather Vorwerck, Theresa Wong (cello); Sheela Bringi (flute); Kikutsubo Day (shakuhachi); Patrice Scanlon (electronics, clarinet); William Winant (percussion); Wu Fei (unknown instrument).

Świetny album! Pierwsza część inspirowana muzyką orientalną, druga "Ognistym Ptakiem" Strawińskiego. Muzyka napisana dla baletowej grupy "Amanda Miller's Pretty Ugly Dance Company".

Poniżej link do fragmentu z wizją, trochę marną niestety (małe tańczące ludziki Smile)
http://www.youtube.com/watch?v=-LZaBKdhkzM
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum MUZYKA 3-CIEGO UCHA Strona Główna -> dyskusje o muzyce Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin